niedziela, 31 lipca 2016

Elemental Tri Series Blachownia 31.07.2016

Pólmetek wakacji, sezon startowy w pełni. Zarówno biegacze jak i rowerzyści, a także pływacy mogą w pełni korzystac z uroków letniej pogody.
Tak się porobiło, że ostatnio porzuciłem chwilowo bieganie na rzecz kombinacji tej dyscypliny wraz z pływaniem i jazdą na rowerze. Po debiucie w Mietkowie, miesiąc temu, kolejnym startem był ten w Blachowni. W Mietkowie iskra zapału padła na materiał łatwopalny i od tamtego dnia, przez te kilka tygodni dzieliłem swe popołudnia pomiędzy treningi poszczególnych dyscyplin. Dodatkowo powoli zbijam wagę, co w całym tym przedsięwzięciu jest chyba trudniejsze nawet od pokonania lenia przed treningiem.
Start w Blachowni poprzedził  ogłoszony na "fejsie"konkurs na "wierszyk" łączący triathlon ze sponsorem imprezy, firmą BEKO, no i tak się złożyło, że zostałem jednym z laureatów owego konkursu. Było to o tyle miłe, że nagrodą był pakiet startowy oraz upominki od sponsora, które zostały dołączone do pakietu. No super!
Biuro zawodów z wydawaniem pakietów poradziło sobie elegancko i po dokonaniu formalności, byliśmy ze Szwagrem gotowi zmagac się, rywalizowac, ścigac i wyprzedzac.
W bazie wypadowej sprawdziliśmy rowery (zakupiłem siodło firmy Selle Italia, które okazało się super wygodne), i po krótkiej regulacji udaliśmy się uzupełniac poziom węglowodanów, białka oraz płynów.
Nazajutrz po lekkim śniadanku zapakowani i z błogosławieństwem najbliższej rodziny wyruszyliśmy do Blachowni. Start o 12.00. Rowery w strefie od 8.00 do 10.00.
Czasu co niemiara, podpatrujemy więc współzawodników, jemy drugie śniadanie, a przede wszystkim zastanawiamy się czy startowac w piankach czy nie bo woda wg oficjalnego komunikatu ma 24 stopnie.
W tym dniu rozgrywane są też zawody na dystansie Supersprint oraz Sprint, a czas ich startu poprzedza "naszą" imprezę, tak więc zanim sami zostaniemy dziś zawodnikami, pobędziemy tez i kibicami. W krótszych dystansach biorą udział młodzi ludzie, w wieku "na oko" 15 lat, co jest zaskakujące tyle samo co budzące podziw. Nie pomyślałbym, że młodzież wybiera w tym wieku triathlon zamiast piłki nożnej...
Południe zbliża się wielkimi krokami więc zabieramy nasze rzeczy i zasuwamy bliżej startu. Pianki na siebie, czepki, okulary i do jeziorka.
Start jest z wody. Dystans: 1,5 km
Syrena daje sygnał i tak jak to miało miejsce w Mietkowie woda zagotowała się od dziesiątek rąk i nóg.
Woda miała kolor kremu brokułowego i taką też "przejrzystość". Nie byłem w stanie dostrzec od powierzchnią swej dłoni, a wpatrywałem się usilnie. Kiedy tak koncentrowałem się na porównywaniu podwodnej widoczności z niedawno podziwianą czystością wód Adriatyku, do powrotu do rzeczywistości sprowadził mnie kopniak kolesia przede mną. trafił w głowę, odruchowo otworzyłem usta i porcja tego zdroju wlała mi się gdzie nie powinna... Bajorko w Blachowni ma tą zaletę, że jest płytkie a kopniak i zachłyśnięcie przydarzyło się w miejscu gdzie można był stopami sięgnąc dna. odczekałem chwilę i ruszyłem przed siebie.
Kiedy dotarłem do brzegu, a potem do strefy zmian, większośc zawodników już pedałowała co nie zraża mnie jakoś specjalnie, bo pływanie czy też jazda na rowerze były mi obce przez ostanie 20 lat...
Kask na głowę, okulary, numer i buty. Tym razem zakładam skarpety, bo rady by ich nie zakładac to anty- rady. Pedały jeszcze "normale", ale w planach już są SPD wraz z butami.
Jazda. Jak ostatnio zapaleńcy napierają na maksa, rozwijając kosmiczne prędkości. Droga prowadzi z Blachowni do Wręczycy Wielkiej przez las co czyni "wycieczkę" przyjemną tym bardziej. Na szczęście aura jest dziś łaskawa. Nie grzeje, jest pochmurno, ale miejscami trochę mokro.
Dwie pętle po 20 km podczas których moje nowe siodło jak i nowy rower spisują się należycie.
Na poboczu właściciel super roweru zmaga się z "kapciem".
Koniec drugiej pętli, linia stop i już "drobię" z rowerem do T2 by udac się na 3.etap wyścigu.
Z bieganiem jestem za pan brat od 2011 roku, więc dystans 10 km to zdecydowanie "moja" częśc.
4 pętle po parkowych alejkach zapowiadają się bardzo przyjemnie. Punkty regeneracyjne działają b.sprawnie, oferując lód, wodę  i izo. Po 3.pętli zaczynam zastanawiac się nad moim czasem i pytam kibiców o godzinę. Okazuje się, że jest spora szansa na pokonanie granicy 3 godzin co dodaje mi sił i przyspieszam walcząc o cenne sekundy.
I w końcu, ostatni zakręt i meta! Medal na szyję, chip do koszyka. Widzę Stacha raczącego się arbuzem. Arbuzy! Obżeram się słodkim owocem do granic, czując jak z każdym gryzem wracają mi siły. Po 3 kilogramie, byłem jak nowo narodzony...
Całośc ukończyłem w 2 godziny 56 minut i 43 sekundy.
Nie udało  się pokonac Szwagra.
Impreza bardzo fajna, najmniej fajna była woda w bajorku.
Trochę martwiła nas późna pora startu (upał), ale wyszło bardzo ok. Nie przeszkodził nawet deszcz, który pojawił się podczas mojego etapu biegowego.
Kolejny start już zaplanowany, a wraz z nim kolejny do pokonania wynik. Nie mam złudzeń co do poziomu rywalizacji i swych możłiwości. Będzie to znów walka o swój własny, nowy najlepszy wynik. I dobrze. Dobrze było "wstac z kanapy" i założyc buty do biegania kilka lat temu. To od tego wszystko się zaczeło...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz