Nike wildhorse 2. W zeszłym roku kupiłem versję no.1, którą byłem zachwycony. Dośc powiedziec, że po wyjęciu z pudełka przebiegłem w nich 53 km w ramach "Chudego Wawrzyńca" i nie miałem ani jednego odparzenia czy odcisku po tym biegu. Dlatego, kiedy "jedynki" się zużyły kupiłem "dwójki"...
Wycieczka do sklepu, przymierzanie, portfel lżejszy o 299 pln. (promocja, a jak! "trójki" są za niecałe 5 stów - witamy w Polsce).
W domu konsternacja - wkładam "dwojkę" na lewą nogę, "jedynkę" na prawą i stwierdzam, że jedynki są szersze, wygodniejsze, no po prostu lepsze! Co z tego, że nowsza wersja ma śliczne kolory i pachnie nowością... Cholewka jest węższa i to wyraźnie. Nie jest to kwestia tego, że jedne są stare, rozbite, a nowe nie. Pamiętam bardzo dobrze dzień, kiedy przymierzałem "jedynki". Wrażenie było podobne do tego kiedy wkłada się po raz pierwszy model Vomero tego producenta. Wygodne bambosze. W drugiej wersji Wildhorse tego wrażenia nie było. Moja obserwacja była taka - w bucie jest węższa podeszwa, a co za tym idzie węższa cholewka. Sprzedawca, na moją - poczynioną jeszcze w sklepie - uwagę, że są węższe, stwierdził, że to niemożliwe, bo zmiany w bucie dotyczą tylko cholewki, a nie podeszwy, a tak w ogóle, to nikt się na zmiany nie skarży. No dobra. Kupiłem, ale bez przekonania. Jakby tego było mało, przymierzyłem dostępne w sklepie Nike Wildhorse 3.0 i wiecie co? Wrażenie bambosza jest tam identyczne jak w "jedynkach".
Na dowód węższej podeszwy w 2.0 poczyniłem testy. O proszę.
W obu modelach identyczna jest podeszwa. Tzn. "bieżnik" i jego "agresywnośc". Nie jest to but na błotnistą trasę, a także nie sprawdzi się on szczególnie na mokrej skale. Podczas dzisiejszego 18-km testu na Skrzycznym parę razy uciekła mi pięta po kontakcie z mokrymi kamieniami. Natomiast nie mogę powiedziec złego słowa o tej podeszwie na suchym skalistym podłożu lub ziemnych szlakach. Tu jest super. Nowe wildhorse, są równie lekkie, równie dobrze trzyma sznurowanie. Niestety - dzisiejsza wycieczka zakończyła się obtarciem, a w zasadzie odparzeniem w okolicach zapiętka. Na obu stopach! Nie da się zwalic winy na skarpety bo te użyte dziś są wielokrotnie sprawdzone. Nowe buty są również w dobrze dobranym rozmiarze.
O ile "jedynki" to była miłośc od pierwszego wejrzenia, o tyle "dwójki" to tak de facto wybór dokonany niejako z musu (już nie było czasu na eksperymenty), a poza tym spodziewałem się równie dobrych wrażeń jak po poprzednikach.
Pierwsza wersja wytrzymała ok 350 km. Druga - zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz