wtorek, 7 kwietnia 2015

Biegaczowi szkodzi niebieganie. Albo nicnierobienie.

Niebieganie szkodzi... biegaczowi. Serio. Żeby odebrac taką lekcję musiałem odwiedzic kilkukrotnie "mojego" fizjoterapeutę, wydac trochę kasy i pocierpiec.
Wszystko przez własne mądrości, za którymi podążyłem jeszcze przed tegorocznym półmaratonem w Krakowie. Wymyśliłem sobie, że w ostatnim tygodniu przed startem zrobię tygodniową pauzę od treningów. Całkowitą pauzę. Zero aktywności. Tylko jedzenie, spanie, relaks i mentalne nastawianie się na bieg. Przyszedł dzień biegu, od 11 km zaczęło mnie bolec  w biodrze i przez chwilę wyobraziłem sobie scenariusz mojego zakończenia biegu w połowie, a na dodatek w ambulansie. Tak się nie stało. Dobiegłem w czasie ok. 1:48' , a przez następne kilka dni odczuwałem ból w tym nieszczęsnym biodrze. Dni mijały, mijał też i ból więc koło środy poszedłem zapisac się na półmaraton w Żywcu. Do niedzieli jeszcze trochę czasu - pomyślałem - i założyłem optymistycznie, że ból minie i wszystko będzie ok. Wszak goiło się jak " na psie".

W niedzielę, tuż po starcie stało się jasne, że żaden ze mnie pies, nic się nie zagoiło (najwyżej przyczaiło) i lekko kulejąc, w tempie emeryta i jeszcze gorszym czuciem w nogach obiegłem Jezioro Żywieckie. Zbiegi nie dawały zwykłej radości, na podbiegach czułem się jakbym miał z 30 kilo nadwagi, a za metą moje biodro z wielką łaską pozwoliło mi wrócic do domu. Wszystko było jeszcze w miarę dopóki rozgrzane mięśnie utrzymywały ruchomośc mechanizmu, ale kiedy "ostygłem"...
Nie byłem w stanie zejśc po schodach. Chodzenie jako takie też nie było łatwe. Założyc  skarpetę albo but stojąc na jednej nodze ? Banał, ale nie w tym stanie. Najmniejsza próba napięcia mięśni kończyła się ostrym kłującym bólem w okolicy biodra, który promieniował do wewnetrznej, przykolanowej części mięśnia czworogłowego.  Nie wspomnę o wsiadaniu/wysiadaniu z auta, czy przewracania się z boku na bok w łóżku - ból budził mnie ze snu...

Na szczęscie fizjoterapeuta jest "pod ręką" więc nie czekając na nic łapię za telefon.
Dwie wizyty, podczas których byłem bliski oskarżenia mojego wybawcy o sadyzm i  kolejna, która ma przynieśc ostateczną ulgę i wszystko bedzie ok.   Co się stało? Jak do tego doszło?

Kiedy biegamy, kiedy jesteśmy aktywni nasz organizm przyzwyczaja się do tego stanu, a trening oraz potreningowe zmęczenie jest dla niego czymś normalnym. Nawet zmęczone mięśnie, które po treningu zostały potraktowane z troską (rozciąganie, właściwa regeneracja) to coś czego organizm nie traktuje wyjątkowo.  Kiedy natomiast nagle, przez kilka dni, np. przez tydzień nie pojawia się bodziec (trening), organizm zaczyna przystępowac do akcji - układa się "po swojemu" zakadając chyba, że już nigdy nie będziemy trenowac. Tam gdzie były mikro urazy tworzy zrosty, mostki i co tam jeszcze. Normalnie "spina się". Zatem brak jakiejkolwiek aktywności to jeden z grzechów głównych. Zamiast siedziec na tyłku mogłem pójśc na basen, spacerowac (rower odpada bo o prostatę trzeba dbac ;-) ), pójśc na siłownie, etc.  W przeciwnym razie, po takiej niespodziewanej przerwie kiedy zafundujemy swemu ciału dawkę wysiłku w formie wyścigowej na niemałym dystansie ono "odpowie" w stylu rozkapryszonej panienki i zażąda  by dac mu spokój, a do tego zademonstruje jak bardzo te kilka dni leniuchowania NIE wyszło na zdrowie. W moim przypadku zabrakło wszystkiego. Stwierdziłem, że  totalny odpoczynek będzie optymalnym rozwiązaniem. Zero aktywności, zero rozciągania, zero alternatywnych form ruchowych.  Okazało się to najprostszą drogą do kontuzji, a więc donikąd...

Rozpisuję się o tym wszystkim dlatego, że jeśli chce się to komuś czytac to może przyda się "ku przestrodze. Z drugiej strony kiedy przeglądam na fejsie grupy poświęcone bieganiu, co rusz napotykam opis jakiejś kontuzji/przypadłości i zapytanie co mi jest i jak to zwalczyc. Po co to robic ? Nie lepiej odwiedzic specjalistę, który prawidłowo zdiagnozuje problem i pomoże szybko się go pozbyc?

Obecnie przeglądam strony internetowe poświęcone bieganiu, wykreślam z kalendarza biegi, które miałem zaplanowane na kwiecień, układam zestawy cwiczeń ogólnorozwojowych, rozciągających i stabilizujących i wkurzam się sam na siebie za swoją lekkomyślnośc.

Na koniec:
1. Biegajcie i rozciągajcie się oraz dbajcie o cwiczenia "okołobiegowe", a nic złego Was nie spotka.
2. Nie rezygnujcie z aktywności w okresie przedstartowym (Intensywnośc w tym czasie to odrębny temat)
3. Kontuzja to element tej gry. Fizjoterapeuta (w gorszych przypadkach, w duecie z ortopedą) wyciągnie Was z "tarapatów" szybciej niż myślicie. Zapomnijcie o "Wujku Dobra Rada" z Facebooka albo doktorze Google.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz