niedziela, 12 października 2014

Perły Małopolski czyli bieg z Tatrami w tle (a właściwie z Giewontem)

"Perły..." to cykl biegów w parkach narodowych. 5 biegów, a jeden z nich urządzony w Kościelisku i jego przysiółkach, gdzie jak to miało miejsce dziś, biegacze mogą cieszyć oko panoramą Tatr (bądź co bądź trochę zamgloną)...
Biuro zawodów zorganizowano w ośrodku biatlonowym, więc miejsca było pod dostatkiem, a piękna pogoda sprzyjała piknikowej atmosferze... Bardzo miłym widokiem była grupa młodych ludzi, którzy pod okiem trenerki uczestniczyli w przedbiegowej, solidnej rozgrzewce.
Sprawą podstawową przed każdym biegiem jest wybór butów... Po zapowiedziach gigantycznej ilości błota, mój wybór padł na speedcrosy, ale po odebraniu pakietu startowego okazało się, że chip nijak nie chce "współpracować" z systemem sznurowania tych jakże popularnych trzewików... Moja frustracja szybko ustąpiła miejsca rozsądkowi i po kilku próbach zamocowania owego chipa przypominającego kawałek rurki PCV, poddałem się i Salomony zamieniłem na Nike Wildhorse, które przezornie zabrałem ze sobą. Buty na nogach, numer na piersi, u boku dynda nerka z piciem ( dzięki Rafał  - uratowałeś mi życie ;-) ) czyli gotowy do startu.... START !
Pierwsze kilometry lecimy asfaltem przez Kościelisko, miło i na relaksie. Nawet podbiegi nie były jakoś męczące, może dlatego, że zamiast skupić się na biegu gapiłem się na drewniane domy lokalnych ziomków, marząc jednocześnie by kiedyś mieć taki na własność... 

Wieś się skończyła, zaczął się las. I w tym własnie lesie zaczęło się błoto, o którym tak rozpisywał się org.
Na szczęście takie odcinki należały do znakomitej mniejszości. Serwis foto ulokował się w jednym z tych newralgicznych miejsc licząc na efektowne upadki i błotne kąpiele biegnących, co jak zauważyłem na mecie, kilku uczestnikom nie było obce ;-). Większość jednak szybko ustanowiła trasę alternatywną, dosłownie metr na prawo od błotnistego szlaku. A potem nastąpiła seria fantastycznych zbiegów... Stromych, mniej stromych, szybkich, błotnistych i kamienistych. Kocham to. Lecę na złamanie karku i wyprzedzam sporo osób. Leci z nami grupa na 10 km, więc jest tłoczno i trzeba drzeć się zawczasu by nie skoczyć komuś na plecy. 
Znów asfalt co oznacza drugą pętlę. Grupa 10 km już skończyła, na trasie robi się luźniej. Na pierwszym podbiegu zagaduje mnie dziewczyna, którą zauważyłem już na pierwszej pętli, a to dlatego, że pozdrawiała zawzięcie wszystkich kibiców oraz służby porządkowe (swoją drogą lokalni ludkowie kibicowali na całego, z zaangażowaniem obserwowanym zazwyczaj pod Wielką Krokwią). 
No więc panna pyta co to za buty, te moje. Odpowiadam, a Ona na to, że spoko, że ma podobne i mają 1200 km przebiegu... Sporo. A ONA na to,że nieee.... niedużo... że w lipcu walnęła 700 km. Nie bardzo wiedziałem co na to odpowiedzieć, za to  tę pauzę wypełnił komentarzem Koleś towarzyszący owej Pani. Powiedział mianowicie, że to nie kobieta tylko cyborg, na co ona palnęła coś, że jest Mityczna, itd. To było jak elektrowstrząs. MITYCZNA ??? TA  MITYCZNA ??? Mityczna biegająca 10 000 km rocznie Mityczna ??? Tak, tak, tak. Właśnie ta. No coś pięknego. Odkąd natknąłem się na Jej postać w Nike+, nie mogłem wyjść z podziwu. Potem artykuł w gazecie , po którym już kompletnie nie mogłem wyjść z podziwu dla osoby aktywnej zawodowo, mającej dzieci, a do tego czas na ogromne objętościowo treningi. No więc biegniemy sobie z Mityczną, gadamy o bieganiu, życiu i czuję jak zmęczenie zamieniam na luz. Punkt z wodą, las, błoto, zbieg przez las. Mityczna pobiegła przed siebie, a ja przez krótką chwilę lecę z Krzyśkiem. Potem szalony zbieg, asfalt i już słychać muzykę z mety. Koniec. Medal, woda, ale nagrodą jest fotka z Mityczną czyli z Sylwią po prostu ;-)

Perły Małopolski pojawiły się w moim kalendarzu biegowym 2014 dwa razy. Cechy wspólne : Nie ma co liczyć na tak zwany "wypas". Woda na punktach, a na mecie zupka raczej cienka. Może zdarzyć się banan. Trasa biegu, pomimo, że cykl zorganizowano w parkach narodowych nie oddaje wyjątkowych walorów tych miejsc. Jednym słowem widokami cieszyć się tu można, ale to nie wycieczka krajoznawcza. Pod tym względem inne biegi  wypadają DUŻO lepiej.
Cykl cechują biegi "dla wszystkich". Dzieciaki, biegacze początkujący i zaawansowani, nordic walking - no po prostu do wyboru, do koloru. 
Kościelisko pozostawi miłe wrażenia. Nie umarłem po drodze (przezornie zakupiłem żel by uniknąć kryzysu energetycznego), szarpiące na 18 km nogą skurcze udało się opanować, ale kontrolka poziomu magnezu paliła się już na czerwono.  Buty po raz kolejny okazały się być Najlepszymi Butami Świata. Czy mam ochotę by tu wrócić ? Chyba nie... Ale na pewno nie żałuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz