niedziela, 19 października 2014

Dzień, W Którym O Mało Nie Odpadły Mi Kopyta - I Półmaraton Gliwicki. 19.10.2014

Nastrój przed biegiem nie był bojowy. Byłem spokojny, nie biegałem za dużo w ostatnim tygodniu, przyjmując, że po ostatnim, górskim starcie powinienem odpocząć. Powoli zaczynam odczuwać intensywność drugiego półrocza (co jest rzeczą względną i subiektywną), a przejawami jako takiego zużycia są bóle przywodzicieli, mięśni grzebieniowych i czego tam jeszcze. Powiedziałem sobie zatem, że jeszcze ten jeden start i już starczy...
Do Gliwic mam równe 100 km,a start zaplanowano na 10.00, ale z racji tego, że musiałem skorzystać z biura zawodów, już o 6.00 jechałem w stronę Śląska. Niedzielny poranek oznacza praktycznie zerowy ruch na drodze więc na miejscu byłem po 90 minutach spokojnej jazdy. Spokój ducha zmącił jeden tylko szczegół, dość istotny zresztą z punktu widzenia startu w zawodach biegowych, a mianowicie, gdzieś w połowie drogi uświadomiłem sobie, że... zapomniałem butów... Jednocześnie w głowie wyświetlił się przywołany z pamięci moment gdy wkładając Adidasy Cushion 22, spoglądam na moje kapciowate Nike Vomero i gadam sam do siebie, że: No nie... Na serio Nike są dużo szersze... To nawet widać bez przymierzania.... I po tym stwierdzeniu wyszedłem z domu zamykając za sobą drzwi, zostawiając jeden z najważniejszych elementów strategi, technicznego wsparcia i wewnętrznego spokoju związanego z kompletnym spasowaniem wszystkich elementów tego dnia. W to miejsce pojawił się element obcy, niepożądany tym bardziej, że niewiadomy w użyciu i nieznany w konsekwencji tegoż. Natychmiast pojawiła się alternatywa - Na miejscu będą stoiska więc kupię nówki sztuki Vomero (i tak je kupię) i polecę w nich w dziewiczy rejs ;-). Po chwili refleksji zdecydowałem jednak dać szansę Adidasom pomimo że:
1. Buty rekomendowane są dla biegaczy do 70 kg wagi. U mnie, pomimo wdrożenia diety zgoła roślinnej, waga trzyma się 82 kilo jak zaczarowana. Do tego jakoś nie do końca wierzyłem (już wierzę) w te wszystkie rekomendacje, zwalając je na karb marketingowych sztuczek producentów.
2. W owych Adidasach nigdy nie biegałem. Mam je od roku, ale tylko "do chodzenia", a jak wiadomo to zupełnie inna bajka. Adidas to świetne wzornictwo, jakość i komfort, ale z butami mam problem ze względu na dość, jak dla mnie, wąską cholewkę co zwyczajnie wyłącza mnie z grona biegaczy "w Adidasach". Dziś na przekór całej tej wiedzy, świadomości, że nie powinienem, na złość samemu sobie, a trochę z konieczności  - pobiegłem w butach niemieckiego producenta.

Zawody organizowała załoga OTK Rzeźnik. Znaczy się - tacy co się znają na rzeczy, bo nie pierwszyzna to dla nich przecież. Biuro zorganizowano bardzo wygodnie, na terenie Centrum Edukacji i Biznesu więc warunki cywilizowane, przyzwoite i w ogóle tyleż miło co przyjemnie.
Sam odbiór pakietu przebiegł szybko i bezproblemowo, a w pakiecie same atrakcje :
Koszulka techniczna New Balance z ładnym logo biegu, napój energetyczny, kupony, talony na wszelakie usługi, zakupy, i frykasy w wybranych restauracjach. 
Poranny chłód powoli ustępował i wraz z upływem czasu robiło się coraz przyjemniej. Pusty plac zaczął wypełniać się uczestnikami imprezy, zagrała muzyka i nie pozostało nic poza zrzuceniem niepotrzebnych ciuchów, oddanie ich do depozytu i rozgrzanie się przed kolejnym w tym roku startem.
 Wszytko poza Adidasami było jasne i do przewidzenia...
Na starcie zjawili się startujący w półmaratonie, ćwierć maratonie i nordic walking. Strzał z pistoletu i wystartowaliśmy. Lecimy z górki, przez osiedla w stronę centrum. Na trzecim kilometrze trasy ćwierć i półmaratonu rozdzielają się i tutaj też mamy pierwsze dziś pitko. Izotonik i woda do wyboru. Lecimy dalej, jest zielono, parki, skwery... I tu zaczynają odkrywać karty moje piękne, niebieskie buty. W prawej stopie czuję mrowienie, stopa zaczyna drętwieć jak nie moja. Nic to. To mnie, to chwilowe, to się rozbiega... Z racji doświadczenia i z literatury powtarzam sobie, że to nie moja stopa, to nie moja stopa.... To wszystko dzieje się w głowie, to nie ważne. Tak sobie powtarzałem do 18 km, kiedy to wreszcie ból i mrowienie ustało albo bodźce przestały się przebijać ze względu na ogólnie postępujące zmęczenie organizmu. Przez te 15 km stopa robiła się to drewniana, to boląca, to znów mrowiąca jakbym stanął w kopcu rudnic. O trasie biegu nie da się powiedzieć, że nudna. Da się za to powiedzieć, że ten co ją wymyślił albo co rusz błądził i się odnajdywał albo cierpiał na zawroty głowy... Tylu zakrętów, zawijasów, meandrów, nie spotkałem jeszcze nigdzie. Zapamiętam też alejkę prowadzącą do parku i sam park pachnący jesiennymi liśćmi, które spadały na biegnących, strząsane ciepłym wiatrem. 
Gliwiccy kibice jacyś tacy nieśmiali... Super były ekipy bębniarzy i doping na rynku (bardzo fajny rynek i fajne knajpki w jego okolicy - chyba się wybiorę), a komentarz jednej pani na ok 9 km - "Ciekawe jak długo tak wytrzymają?" bezcenny ;-). 
Na  "naszym" 12 km spotykam pana biegnącego "ćwiartkę". Pan miał z 80 lat i masę determinacji. Ciekawe czy ja w jego wieku będę w stanie stanąć do takiego wyścigu, już chyba tylko z samym sobą... 
Na 15 km dopada mnie kryzys... I tak do 17. Po czym powiedziałem sobie, że czas już skończyć tą imprezę i zebrać się w sobie... Ostatni km to odcinek pod górę co jest zawsze mało przyjemną sprawą na finiszu. Wieje wiatr, temperatura prawdziwie letnia... Jeszcze kilkaset metrów, 100, widać metę.... Koniec ! Medal, woda, pomidorówka w kubku. Oddaję chip, zabieram bety z depozytu i do domu... 
 Lubię starty w debiutach organizacyjnych. Starają się, choć niektórzy mówią, że nie.... że masa niedociągnięć będzie. Tu nie było. Fajna organizacja, trasa super zabezpieczona, picie na trasie i na koniec. Koszulka, medal, elektroniczny pomiar czasu, a startujące panie na mecie oprócz medalu dostawały różę ! Całości dopełniła pogoda i pokręcona trasa (wcale nie taka płaska). Czas ok. 5 min poniżej oczekiwań, ale zważywszy na masakrę prawej stopy przyjmuję, że ok. Obyło się bez energetycznego kryzysu, kontuzji i innych przykrości. Brawo OTK Rzeźnik, brawo Gliwice. I jeszcze jedno. Bieg Dzieci ! BARDZO dobra inicjatywa, którą powinni praktykować WSZYSCy organizatorzy podobnych imprez. To bardzo szlachetne i pouczające dla wszystkich dzieciaków, tym bardziej, że my dorośli wiemy jakie to miłe uczucie gdy kibicujemy odnoszącym sukcesy wyczynowcom. Tak m.in.  się ich kształtuje i wychowuje. BRAWO.

1 komentarz:

  1. Racja bieg w Gliwicach jak na debiut i nie tylko jak na debiut organizacyjny, był niezwykle udany, zagrało wszystko, włącznie z fantastyczną pogodą! :)) Co do biegu dzieci, to mój młody też biegł i zdobył swój trzeci medal. :) Mam nadzieję, że za kilkanaście lat będziemy razem pokonywać kolejne kilometry! :) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń